Chyba w moim życiu nie było nigdy na tyle dobrze, żeby wszystko się mogło po prostu w sekundy rozpierdolić.. Niestety. Proza życia, starasz się, budujesz latami, tracisz w sekundy.. Nie radzę chyba sobie ale nie chcę umierać, za dużo mam do stracenia, śmierć to nie wyjście. Niby to wszystko buduje, potem niszczę, potem znowu buduję aby znowu niszczyć.. Świadomie. Wiedząc że lepiej zbudować od nowa, jak żyć w gównie... Tylko czemu czasem się rozpierdala bez mojej ingerencji, bez mojego zapalnika? Czego to jest przyczyna? Mam za miękką dupę aby to udźwignąć? Co robię nie tak, że w najgorszym momencie wszystko się wali jeszcze bardziej i sprawia że już mając świadomość 'nie może być gorzej', jest gorzej?
Chciałbym umrzeć we śnie Ale pewnie skutki naszych poczynań dojrzeją jak wino, one nie przeminą, zresztą, mógłbym tu całą piosenkę pięć dwa wrzucić. Jestem typowym Polakiem. Narzekam. Wkurwia mnie frustracja, że jak zacząłem I poczułem że to ma sens, to ktoś mi pokazuje że nie, nie ma kurwa sensu Czy to dotyczy Polaków, malkontentów czy innych grup narodowościowych? Czy to Słowianie to takie niecierpliwe? Znowu pisze Bug wie o czym. Kaczka O kurde. Niedokończone dzieło. Na później.
Komentarze
Prześlij komentarz